|
|
 |
 |
 |
 |
 |
 |
 |
|
 |
 |
 |
 |
 |
 |
 |
 |
|
|
|
 |
 |
 |
Byliśmy ochotnikami....
2013-08-05
KOMENTARZE: 3
W sierpniu Powstanie Warszawskie staje się tematem rozmów, analiz prasowych, komentarzy na
portalach społecznościowych. Opinie bywają zróżnicowane, czasem kontrowersyjne. postanowiłam więc porozmawiać z uczestnikami powstania, świadkami tamtych wydarzeń.
Sylwia Maksim-Wójcicka: Okres Powstania Warszawskiego
dla obu panów oznacza inne przeżycia.
Leon Zawitaj: pochodzę z rodziny o wojskowych
korzeniach. Mój ojciec – Kazimierz Zawitaj ps. Wit
– przed wojną był zawodowym podofi cerem, został
ranny w 1920 roku i potem kolejny raz w 1939 r.
W czasie wojny współtworzył ruch oporu, działał w organizacji
Polska Niepodległa, później w Armii Krajowej.
Nasz dom w Burakowie był pierwszym ośrodkiem
lokalnej konspiracji w okolicy. Mama – Stanisława ps.
Ala – zajmowała się kolportażem. Ulotki i podziemną
prasę przewoziła z Marymontu do Burakowa i Łomianek.
Pomagałem jej, często sam jeździłem rowerem
do Warszawy i przywoziłem gazety ukryte w kierownicy
roweru. Dzieciakowi łatwiej było odwrócić uwagę
Niemców. Tak działaliśmy do początku 1943 roku,
kiedy to z powodu wsypy i rewizji w naszym domu
musiałem z ojcem uciekać z Burakowa do Warszawy.
Mój ojciec, poszukiwany listem gończym w całej Generalnej
Guberni, nie mógł pojawić się w domu.
Arkadiusz Matejkowski: Rodzice wychowali mnie
w tradycji patriotycznej. Ojciec był szefem plutonu łączności
w 21 Pułku Piechoty „Dzieci Warszawy”, brał udział
w wojnie 1920 r. Po wybuchu II wojny trafi ł do obozu jenieckiego,
potem był w Związku Walki Zbrojnej. Przed
wojną byłem zastępowym, w 1939 r. dostałem się do
Gimnazjum im. Czackiego. Wojna pokrzyżowała plany.
Mojego brata Niemcy zastrzelili w 1940 roku na Dworcu
Gdańskim, zaś ojciec został aresztowany i rozstrzelany
na Pawiaku w 1942 r. Ponieważ podczas rewizji Niemcy
zabrali moje zdjęcie, musiałem uciekać z Warszawy.
Trafi łem do partyzantki w lasach Czerwonego Boru.
W 1943 r. dostałem rozkaz przedostania się do Warszawy.
Pod Siedlcami aresztowało nas gestapo, siedziałem
w celi z 33 innymi więźniami, z których większość
potem rozstrzelano na Pawiaku. Mnie i koledze udało
się uciec i przyjechałem bez dokumentów do Warszawy.
Skierowano mnie do pracy w wytwórni papierów
wartościowych. Pracowałem tam m.in. przy druku kennkart,
czyli dowodów tożsamości wydawanych Polakom.
Razem z innymi pracownikami organizowaliśmy
przerzut czystych druków na potrzeby podziemia.
SMW: Jak dla panów rozpoczęło się powstanie?
LZ: Z ojcem ukrywaliśmy się w Warszawie na Gocławiu,
tam zastało nas powstanie. Ojciec chciał walczyć,
ale dostał rozkaz powrotu do Burakowa. Miał tu koordynować
działalność konspiracyjną, zajmować się
przerzutami broni, kontaktami pomiędzy komórkami
AK w Łomiankach, Dąbrowie i w puszczy. Powstanie
spędziłem więc w Burakowie i zajmowałem się głównie
dostarczaniem meldunków i korespondencji.
AM: W lipcu 1944 roku miałem 18 lat i czekałem na
sygnał do walki. Kiedy wybuchło powstanie przydzielono
mnie do plutonu w Zgrupowaniu Żubr płk. Mieczysława
Niedzielskiego Żywiciela. Dostałem pistolet
maszynowy Błyskawica produkowany w podziemiu
na bazie Stena, ale zabrakło magazynku więc naboje
trzymałem w kieszeniach. Pierwszego dnia atakowaliśmy
lotnisko na Bielanach, czyli teren dzisiejszego
szpitala i lasku bielańskiego. Dostaliśmy tam mocno.
Potem atak na AWF. Tam mnie trafili. Na drzwiach przeniesiono
mnie do szpitala polowego zorganizowanego
w domu dziecka przy Alei Zjednoczenia. Odłamki
do dziś tkwią w moich kościach. Po kilkunastu dniach
miałem dość leżenia, chciałem walczyć. Z moim batalionem
Żubr trafi łem do budynku straży ogniowej
na Słowackiego. Niedaleko, na ulicy Gdańskiej stała
barykada, której broniliśmy. Zajmowałem się też naprawianiem
linii łączności. Byłem jeszcze raz ranny, ale
już wtedy były tak złe warunki, że radziłem sobie jakoś
sam. Kiedy sytuacja była coraz bardziej tragiczna, dostaliśmy
rozkaz przejścia do wału wiślanego w okolicach
Krasińskiego. Tam – jak mówiono – miano nam
zapewnić przeprawę na drugi brzeg. Oczywiście tak
się nie stało. Wał był kontrolowany przez Niemców. Po
ogłoszeniu kapitulacji broń składaliśmy na Placu Wilsona,
a potem zgromadzono nas przy Powązkach.
SMW: W powstaniu zginęło ok. 215 tys. Polaków. Ocenia
się, że 15 tys. to byli powstańcy, a reszta to mieszkańcy
Warszawy. Jak oceniają panowie sytuację ludności
cywilnej?
AM: My – żołnierze zupełnie inaczej odbieraliśmy
to co się działo, byliśmy na barykadach, walczyliśmy.
A ludność cywilna żyła w tragicznych warunkach,
stłoczona w piwnicach, bez wody, prądu, jedzenia,
skazana na to co przyniesie los. Ci ludzie to też bohaterowie
powstania. Początkowo bardzo nas wspierali,
choć dla wielu wybuch powstania był zaskoczeniem.
Pod koniec czuliśmy jednak coraz większy brak akceptacji
i oczekiwanie na zakończenie dramatu.
LZ: Najtragiczniejszą sytuację miała ludność cywilna,
bo oni nie mieli wpływu na nic. Tak było w przypadku
mojej żony. Miała wówczas 14 lat, mieszkała z rodzicami
na Ochocie. Kiedy wybuchło powstanie jechała
tramwajem do pracy. Tramwaj zatrzymał się na skrzyżowaniu
Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich. Proszę
sobie wyobrazić dziecko, bez rodziców, w środku
walk. Ukryła się w jakiejś piwnicy, tam zaopiekowała
się nią obca rodzina. Kiedy Niemcy zdobyli kamienice,
w której przebywała, wszystkim cywilom kazali wyjść
na zewnątrz i ustawić się jako tarcze ochronne dla
niemieckich czołgów. Do rodziców wróciła dopiero
po powstaniu. To był ogromny dramat, przecież w powstaniu
zginęło ok. 200 tys. cywilów.
SMW: Czy można Powstanie Warszawskie oceniać
w sposób jednoznaczny?
AM: Byłem żołnierzem, ochotnikiem, chciałem walczyć
z Niemcami i walczyłem. Przygotowywałem
się do tego od początku wojny. Ocena powstania
będzie zapewne inna jeśli spojrzymy z perspektywy
dowódców, powstańców czy ludności cywilnej. Oceniając
powstanie trzeba zdawać sobie sprawę, że to
była wojna, a wojna to jest straszna rzecz, to jest głód,
śmierć, strach. Były to tragiczne 63 dni. Wyjeżdżając
z Warszawy w transporcie jenieckim widziałem pożary
i morze ruin...
LZ: Przede wszystkim trzeba znać historię i dopiero potem
można wydawać oceny. Dlatego staramy się propagować
wiedzę o powstaniu, o konspiracji, o tym co
się działo w naszym rejonie podczas wojny. Mieliśmy
kilka spotkań w szkołach w Łomiankach. Sądzę, że powinno
być ich więcej, aby młodzież miała okazję spotkać
się z uczestnikami tamtych wydarzeń. My jesteśmy
gotowi nadal uczestniczyć w tego typu lekcjach.
SMW: Dziękuję bardzo. Jestem bardzo wdzięczna za
tę rozmowę, bo zdaję sobie sprawę, że dla panów ta
opowieść wiąże się z powrotem do trudnych i bolesnych
wspomnień.
Arkadiusz Matejkowski ps. Tofek -
kapral podchorąży, Batalion Żubr,
Zgrupowanie Żywiciel, wiceprezes Związku
Kombatantów RP i Byłych Więźniów
Politycznych – Koło w Łomiankach,
mieszkaniec Dziekanowa Bajkowego
Leon Zawitaj -
syn Kazimierza Zawitaja ps. Wit, założyciela
pierwszej w Burakowie siatki konspiracyjnej
organizacji Polska Niepodległa, członek
Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów
Politycznych – Koło w Łomiankach,
mieszkaniec Burakowa
LOMIANKI.INFO - 5/2012
KOMENTARZE UŻYTKOWNIKÓW www.LOMIANKI.INFO
Komentarze zamieszczane na portalu są opinią użytkowników.
NIEZALOGOWANY: #Krystian IP: 46.246.34.*
2013-08-05, 17:54
"Byłem żołnierzem, ochotnikiem, chciałem walczyć z Niemcami i walczyłem. Przygotowywałem się do tego od początku wojny. Ocena powstania będzie zapewne inna jeśli spojrzymy z perspektywy dowódców, powstańców czy ludności cywilnej. Oceniając powstanie trzeba zdawać sobie sprawę, że to była wojna, a wojna to jest straszna rzecz, to jest głód, śmierć, strach. Były to tragiczne 63 dni. Wyjeżdżając z Warszawy w transporcie jenieckim widziałem pożary i morze ruin..."
...i to jest podstawowa kwestia, z której WSZYSCY powinni sobie zdawać sprawę. Przy ocenie należy być bardzo ostrożnym, a ocena Powstania Warszawskiego przede wszystkim nie powinna być orężem w bieżącej polityce.
ps. Miło wiedzieć, że mamy takich sąsiadów. Dziekuje! Ukłony dla autorki wywiadu, Pani Sylwii Maksim.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam :)
NIEZALOGOWANY: #Marcin Gajewski IP: 5.173.96.*
2013-08-09, 09:50
"...nie wszystko co warto to sie oplaca i nie wszystko co sie oplaca to warto.." gdyby bohaterscy Powstancy uwazali ze nie warto - nie uczestniczyli by w Powstaniu oddajac wielokrotnie swoje zycie...To nie byli to glupi ludzie ksztaltowani przez telewizje ( czy to warszawskie czy torunskie). Warto zapoznac sie z ich zyciorysami....pamietac!!! To nie byla banda oszolomow pragnaca za wszelka cene przeszkodzic ludnosci cywilnej w wyzwoleniu przez 'bohaterska armie radziecka'...ci ludzie juz wiedzieli co wydarzylo sie w Wilnie i Lwowie wyzwolonym przez sowietow. Zginal kwiat polskiej inteligencji. Tym co przezyli zmarnowano wielokrotnie zycie. ( no moze z wyjatkiem Rajmunda Kaczynskiego bo ten jako jedyny z Powstancow dostal wille na Zoliborzu ). Ucierpiala ludnosc Warszawy to prawda, ale wypowiadajacym slowa o bezsensownosci Powstania polecam wizyte w Palmirach!!!! Ci co tam leza swiadcza o sensie Powstania!!! Ci ludzie nie zgineli w walce!!! To nasi niemieccy sasiedzi ich tam 'przeprowadzili'. Gdyby nie Powstanie Warszawskie' zapewne podobna 'zapomniana dzielnica Warszawy' znajdowala by sie w okolicznych lasach, dobrze nawieziona wapnem. W ramach prezentu od naszych radzieckich towarzyszy....
Chwala i czesc bohaterom Powstania Warszawskiego...zwlaszcza gdy odwaga potaniala a glupota w cenie...
Dodaj komentarz...
|
|
|
|
|
 |
|
|
|